Paweł Cybulski - Przy muzyce o książkach

Czy poezję da się opowiedzieć obrazami? Czy komiks poetycki to dla poezji szansa na szersze zaistnienie w świadomości czytelników niepoetyckich? Gdy dotarła do mnie “Żółć” Łukasza Gamrota, właśnie takie pytanie chodziły mi po głowie. Teraz znam już na nie odpowiedź.

Jak pewnie większość z was wie, nie jestem czytelnikiem mającym zbyt wiele do czynienia z poezją. Mam braki w klasyce, mam braki w rzeczach wydawanych współcześnie. Nie jest to do końca moja bajka, choć mam też poetów, których uwielbiam i ich twórczość zawsze czytam z wielką przyjemnością. Wydaje się więc, że “Żółć” jest czymś skrojonym w sam raz dla mnie – tomikiem poetyckim będącym jednocześnie komiksem. Wydawnictwem przekraczającym bariery poezji i odważnie wchodzącym na grunt, który rzadko jest z poezją kojarzony. Zwłaszcza przez jej ortodoksyjnych wyznawców.

 

Sam Gamrot tu i tam przyznaje pół żartem pół serio, że poezji aktualnie nikt nie czyta i nikogo ona nie obchodzi. Więc żeby się z nią przebić, trzeba próbować niekonwencjonalnych rozwiązań. I widać, że z takim podejściem podszedł do promocji “Żółci”. Rozpycha się łokciami, wbija tam, gdzie chce i robi to z pełnym przekonaniem o jakości swojej pracy. Wreszcie stosuje sprytne triki marketingowe, które dla wielu są bodźcem, żeby z jego twórczością się zapoznać. Zerkając na okładkę widzimy tam zdanie: “Żółć to pierwszy w polsce debiut poetycki w formie komiksu literackiego”. Przyznajcie – ilu z was pomyślało, że to pierwsza taka książka w Polsce? No właśnie. Podobne eksperymenty formalne były są i będą, w Polsce stosowało je swego czasu chociażby Biuro Literackie. Ale doceniam, że autor nie boi się odważnie promować. To rzadkość w polskim światku poetyckim.

fragment książki “Żółć” przedstawiający ilustracje A. Denysa

No dobrze. A o czym jest “Żółć”? – można w takim razie zapytać. To zbiór wierszy, które można nazwać, hmm… katastroficznymi. Bije z nich rozczarowanie światem pokolenia wychowywanego na przełomie lat 90. i 00, zniechęcenie zastaną rzeczywistością. Wszechobecny ogień, pożoga, poetyckie przerobienie traum – to u Gamrota norma. Jego wiersze są abstrakcyjne, choć dotykające w gruncie rzeczy spraw bardzo przyziemnych. Dzieląc się na Instagramie pierwszymi wrażeniami z lektury, napisałem, że jest to poezja “osobliwa”. I wiele osób, w tym sam autor, zastanawiali się wtedy, czy to z mojej strony komplement czy wręcz przeciwnie. Rzecz w tym, że jest to bardzo trudne do sprecyzowania. Bo istotnie, są to rzeczy bardzo trudne do sklasyfikowania i jakiejś jednoznacznej oceny. Zwłaszcza dla osoby, której zapewne brakuje poetyckich podstaw i odniesień, może się więc posiłkować przede wszystkim bieżącymi wrażeniami.

I z tej perspektywy poezja Gamrota jest zachwycająca przez nużąca. Czyli do wspomnianej wcześniej “osobliwości” nie dodaję zbyt wiele. Zwraca uwagę przywiązanie autora do ciała, jako do przestrzeni, w której każde z nas się porusza. Do ciała i jego budowy odnosi Gamrot wiele spraw, niekoniecznie z nimi kojarzonych na pierwszy rzut oka. Miałem wrażenie, jakby chciał odwrócić schemat wtłaczany nam do głowy przez pokolenia polonistów. System, w którym podstawą zrozumienia poezji jest dla wielu personifikacja, czyli nadawanie cech ludzkich rzeczom nieożywionym. U Gamrota częstszym zjawiskiem jest pewnego rodzaju depersonifikacja. Sprowadzanie cech ludzkich do parteru, uprzedmiotowienie ciała i wszystkiego co ludzkie. Długo jest to “wow”, ale po pewnym czasie trochę przywykłem i czułem się nieco znudzony.

Nie bez przyczyny jest to jednak komiks poetycki, a nie tylko tomik wierszy. Bo o ile o samą poezję Gamrota można i trzeba się spierać, o tyle chyba nie wzbudzę kontrowersji pisząc, że dopiero w połączeniu z ilustracjami Artura Denysa te teksty zyskują pełną moc i pełnię wyrazu. Prace Denysa nie tylko obrazują wiersze, ale wręcz je wzbogacają, dodając nowe konteksty i znaczenia. Gdy myśli się, że dobrze się zrozumiało założenia Gamrota, Denys swoją sugestywną kreską wywraca to często do góry nogami, prowokuje, żeby przetrawić tekst jeszcze raz. I cała zabawa zaczyna się od nowa, rozbudzając w czytelniku zupełnie nowe wrażenia.

Diagnozy i odniesienia prezentowane przez Gamrota i Denysa stały mi się też bliskie chyba z tego powodu, że jesteśmy z tego samego pokolenia – ludzi urodzonych na przełomie lat. 80. i 90. XX wieku, wychowywanych w specyficznych latach 90., kiedy wszyscy, łącznie z naszymi rodzicami, uczyli się zupełnie nowej rzeczywistości. W “Żółci” czuć i rozczarowanie wyrosłą z tego Polską i jakąś pretensję, ale co ważne – nie jest to pusty sentymentalizm.

 

DO SŁUCHANIA:

Noże – Higiena/Dieta

O zespole Noże wspominałem wam już kilka razy – przy okazji książki “Czarne Słońce” Jakuba Żulczyka, czy wreszcie prezentując wywiad z Karolem Kruczkiem – wokalistą grupy.

 

Sięgnąłem jednak do nich ponownie. Bo teksty Karola są bardzo poetyckie i on sam chętnie do poezji się odwołuje, a muzyka zespołu to manifest ludzi wkurzonych na rzeczywistość. Bo ich najnowszy singiel “Higiena/Dieta” to kontynuacja tej drogi. Towarzyszy mu zresztą manifest, w którym możemy przeczytać, że “Garść sentymentów i szkolenie z konsumpcji to nie jest kultura, tylko forma zniewolenia. Marnowaliśmy swoje zdolności i siły na system, który nie bierze nas pod uwagę.” I jakoś mi się to ładnie skleiło z poezją Gamrota. Dajcie znać, co sądzicie o takim połączeniu!